
Ostatnia kolekcja Karla Lagerfelda dla Chanel, nowi dyrektorzy kreatywni u Niny Ricci, debiut Bruna Sialelli w Lanvin, nowe trendy i ciekawe zwroty akcji w wielkich domach mody – to właśnie w Paryżu zawsze dzieje się najwięcej. Paryskie pokazy wzbudzają zawsze najwięcej emocji – nic dziwnego, to właśnie Francja jest kolebką światowej mody, tutaj narodziło się Haute Couture i do dziś mają swoje butiki największe luksusowe marki, często założone stulecia temu. Poznajcie najważniejsze wydarzenia minionego tygodnia mody w Paryżu.
1. Mikrotorebki Jacquemus
Po spektakularnym sukcesie minitorebek Le Chiquito i Le Pitchou francuski projektant poszedł o krok dalej i zaprojektował torebki tak małe, że ledwie można je było dostrzec w dłoniach modelek. W poprzedniej można było zmieścić najwyżej pomadkę i kartę kredytową, do nowszego modelu możemy włożyć co najwyżej drażetkę gumy do żucia. Jest tak malutka, że mieści się na niej tylko jedna literka J. Choć Le Chiquito Micro jeszcze nie trafiły do sprzedaży, już stały się hitem.

2. Kolekcja gender fluid u Maison Margiela
Coraz częściej moda staje się narzędziem do politycznych manifestów. Najlepszym tego przykładem są pokazy Vivienne Westwood, ale także u Diora czy Chanel znajdujemy od czasu do czasu podobne działania.
Nowa estetyka Maison Margiela w wydaniu Johna Galliano jest niemal minimalistyczna. Projektant ponownie odwołuje się do tradycji krawiectwa, śmiało dekonstruuje, rozpruwa i zszywa do góry nogami, ale tym razem wprowadza także element gender fluid. Brak w tej kolekcji kategoryzacji płci – dzięki temu wychodzi ona na przeciw osobom niebinarnym i o różnych tożsamościach płciowych. Po raz kolejny moda jest narzędziem politycznego manifestu w imię wolności jednostki do określania swojej tożsamości.

3. New Celine?
Hedi Slimane albo wziął sobie do serca krytykę pod swoim adresem, albo naprawdę poczuł, że czas coś zmienić w jego dotychczasowym stylu projektowania dla Celine. Kolekcja zaprezentowana niedawno w Paryżu była zupełnym przeciwieństwem tego, z czym kojarzymy Hediego Slimane’a. Zamiast obcisłych minisukienek, skórzanych kurtek i cekinów zobaczyliśmy kraciaste plisowane spódnice za kolano zestawione z gładkimi golfami i kozakami, obszerne płaszcze, kożuszki i peleryny. w stylu lat 70. Inspiracji do stworzenia tej kolekcji projektant miał szukać w archiwach marki – bardzo odległych, sprzed ery Phoebe Philo i Michaela Korsa.
Mimo to nie udało się uniknąć specyficznego buntowniczego sznytu, tak bardzo charakterystycznego dla projektów Slimane’a. Oglądając kolekcję, nie można również nie ulec wrażeniu, że po pewnym czasie sylwetki stają się powtarzalne i nieco banalne. Proste wytarte dżinsy, sweterek i marynarka wyglądają jak zestaw z sieciówki, a ta sama spódnica zestawiona po raz enty z inną kurtką zaczyna nużyć. Miejmy jednak nadzieję, że to nie jednorazowy zryw, lecz dopiero początek nowej wizji Celine.

4. Nina Ricci pod nowym dowództwem
Nareszcie wiadomo, kto objął rządy w domu mody Nina Ricci. Podczas paryskiego tygodnia mody ogłoszono nowych dyrektorów kreatywnych: są to Rushemy Botter i Lisi Herrebrugh. Para zawodowo i prywatnie prowadzi własną markę odzieżową Botter, skupiającą się na modzie męskiej. Botter i Herrebrugh są także finalistami konkursu LVMH dla młodych projektantów oraz zdobywcami nagrody za najlepsze wzornictwo podczas Fesitval d’Hyères. Co ciekawe, duet nigdy wcześniej nie zajmował się modą damską – ich debiut był więc obciążony ogromną odpowiedzialnością.
W kontrze do kobiecej estetyki lansowanej przez Ninę Ricci, nowi dyrektorzy kreatywni skłonili się ku tradycyjnemu krawiectwu i minimalizmowi. Ich konceptualna kolekcja obfitowała w oszczędne formy, architektoniczne detale i fantazyjne drapowania, utrzymane w neutralnych odcieniach klinicznej bieli, chłodnego beżu i granatu. W kolejnych sylwetkach pojawiały się coraz bardziej nasycone barwy: żółć, oliwka, elektryczny błękit, róż i zieleń. Na uwagę zasługują również ciekawe nakrycia głowy, święcące triumfy również u wielu innych projektantów.
Jaka przyszłość czeka teraz dom mody? Czy dwójka projektantów zdoła podtrzymać jego legendę? Na to musimy poczekać co najmniej do kolejnego sezonu.

5. Dior znów pod wozem
Wiele osób ma ambiwalentne odczucia odnoście twórczości Marii Grazii Chiuri pod szyldem Diora. Podczas gdy kolekcje Haute Couture zachwycają kunsztem i atmosferą, a feministyczna wizja zdobywa coraz więcej fanów, pokazy ready-to-wear coraz bardziej rozczarowują. Sezon jesień-zima 2019 inspirowany grungem niestety nie należy do udanych. Podczas gdy ten sam temat u Versace stanowił świetną konwencję i pretekst do zabawy kolorem i formą, u Diora jest zbyt ciężki i przytłaczający. Kurtki i minisukienki w szkocką kratę, tiulowe spódnice i wełniane mundurki widzieliśmy już nie raz. Wygląda to tak, jakby Chiuri kopiowała swoje własne pomysły. Nie pomogły tym razem koszulki z feministycznymi hasłami, choć z pewnością „Sisterhood is global” będzie hitem na Instagramie. Podobnie jak nowa Saddle Bag i kapelusiki z woalką i monogramem. Wygląda na to, że projektantka za bardzo skupia się na aspekcie sprzedażowym, a za mało na rzeczywistym DNA marki. Czas na zmiany?

6. Siallelli debiutuje w Lanvin
Jeden z najgłośniejszych debiutów tego sezonu należał zdecydowanie do Bruna Sialelli. Projektant pracujący wcześniej przy męskich kolekcjach dla Loewe ma niełatwe zadanie – odmłodzić i zrewitalizować francuski dom mody oraz połączyć kolekcje męskie i damskie. W jego debiutanckiej kolekcji pojawiły się ubrania w różnych odcieniach słynnego Lanvin Blue, rozbielone pastele, skórzane kurteczki, kraciaste peleryny, sukienki w stylu boho, hafty i sznurowania. Sialelli nie oparł się współczesnym trendom i użył logo Jeanne Lanvin jako nadruku na spódnicach i swetrach. Widać także pewne estetyczne naleciałości przeniesione zapewne z poprzedniego miejsca pracy – w kolekcji dominuje charakterystyczny dla Loewe eklektyzm.
Nie ulega jednak wątpliwości, że Sialelli ma ogromny potencjał, a jego debiut należy do udanych. Być może uda mu się wreszcie przerwać złą passę legendarnej francuskiej marki.

7. Pożegnanie Karla Lagerfelda
Ostatnia kolekcja Lagerfelda dla Chanel była też prawdopodobnie jedną z najlepszych w jego dorobku. Na potrzeby pokazu stworzono alpejską wioskę ze sztucznym śniegiem, przez który przedzierały się modelki ubrane w czarno-białe kostiumy z wzorem kurzej stopki. Królowały przeskalowane fasony płaszczy, spodnie o szerokich nogawkach i klasyka w starym stylu Gabrielle Chanel. Nie mogło też zabraknąć współczesnych elementów – w kolekcji pojawiły się m.in. neonowe puchowe kurtki, swetry z logo, spodenki-kolarki i narciarskie kombinezony, a w wersji wieczorowej cekinowe topy. W finale pokazu przeszły modelki ubrane w białe, pierzaste minisukienki. Wśród modelek znalazły się ulubienice projektanta – między innymi Cara Delevigne, Kaia Gerber i Ola Rudnicka, na wybiegu pojawiła się w roli modelki także Pelelope Cruz – muza i przyjaciółka Karla.
By oddać hołd zmarłemu dwa tygodnie przed premierą kolekcji projektantowi, zrezygnowano z pompatycznych i pełnych nostalgii retrospekcji; w zupełności wystarczyła minuta ciszy przed pokazem oraz krótki film przedstawiający projektanta przy pracy.
Idące w finale modelki nie kryły łez wzruszenia. Virginie Viard, obecnie dyrektor kreatywna domu mody Chanel, otrzymała długie owacje na stojąco. Podobno sam Lagerfeld wyznaczył ją na swoją następczynię, wybór zaufanej osoby nie mógł być więc dziełem przypadku. W tej kolekcji wyraźnie widoczne jest jej wyczucie estetyki wykreowanej przez Lagerfelda. Czas pokaże, czy jej samodzielne kolekcje będą kontynuacją dzieła mistrza, czy też obiorą inny kierunek.

1 Comment