
2 maja, czyli w pierwszy poniedziałek miesiąca zgodnie z tradycją odbyła się uroczysta gala z okazji otwarcia wystawy w Metropolitan Museum of Art. Tematem przewodnim wystawy jest „W Ameryce: Antologia mody”, natomiast obowiązujący gości dress code miał nawiązywać do konkretnego okresu w historii Stanów Zjednoczonych – tzw. gilded age, czyli pozłacanego wieku.
Niektóre gwiazdy gali MET swoimi kreacjami interpretowały – świadomie lub nie – złotą erę Hollywood, inspirując się gwiazdami kina z lat 40. i 50. Inni postawili na dosłowne odzwierciedlenie przepychu i bogactwa jakim charakteryzowała się pozłacana epoka. Wiele zaprezentowanych strojów, pozornie niezwiązanych z tematyką wydarzenia, dzięki zgrabnemu połączeniu współczesnej mody ze znajomością zagadnień historycznych, subtelnie wypunktowała te mniej popularne elementy związane z gilded age.
By wychwycić te niekoniecznie dosłowne i widoczne na pierwszy rzut oka nawiązania, należy przeanalizować ekonomiczne, gospodarcze, społeczne i obyczajowe zmiany, jakie zachodziły w Stanach Zjednoczonych pod koniec XIX wieku. Tuż po zakończeniu wojny secesyjnej w Ameryce nastąpił gwałtowny boom gospodarczy. Uruchomiono wiele nowych fabryk, budowano drogi, linie kolejowe, powstawały pierwsze wieżowce i kształtowały się korporacje. Wówczas rósł w siłę ruch sufrażystek, które walczyły o prawa kobiet. Ten okres w dziejach Stanów Zjednoczonych z pewnością przyczynił się do poprawy jakości życia wielu ludzi, miał też jednak swoje ciemne strony.
Wraz z postępującym rozwojem, następowało coraz bardziej widoczne rozwarstwienie społeczeństwa. Bogatsi bogacili się bardziej, a biedni stawali się jeszcze biedniejsi. Wielu robotników ginęło podczas pracy lub byli ranni, a ich rodziny nie otrzymywały żadnego odszkodowania. Rdzenni mieszkańcy zostali ograbieni ze swoich ziem i zamknięci w rezerwatach. Na gospodarczym boomie ucierpiało też środowisko naturalne – wtedy nikt nie przejmował się zasobami naturalnymi, zanieczyszczeniem wód i tym podobnym zagadnieniom. Najważniejszy był zysk.
Termin „Gilded Age”, jak zaczęto określać tę epokę rozwoju i postępu, miał znaczenie pejoratywne. Był satyrą na obiecywany po wojnie domowej złoty wiek, przedstawiany jako epoka poważnych problemów społecznych zamaskowanych cienką warstwą złota, którą była ekspansja gospodarcza. Dlatego oceniając kreacje MET Gali, warto mieć na uwadze ten aspekt i nie oceniać ich wyłącznie pod kątem wizualnej historycznej dokładności.
Suknia Hilary Clinton miała na przykład wyhaftowane nazwiska kobiet, które podziwia była polityczka. Był to sposób na złożenie hołdu szwaczkom i gospodyniom domowym oraz dawnej tradycji haftowania imion oraz sentencji na ubraniach oraz pościeli. Sarah Jessica Parker z kolei postawiła na suknię inspirowaną projektem Elizabeth Hobbs Keckley, pierwszej czarnoskórej projektantki pracującej dla Białego Domu.
Kim Kardashian założyła autentyczną suknię, w której Marilyn Monroe śpiewała prezydentowi Kennedy’emu słynne „Happy Birthday”. Celebrytka po przejściu przez czerwony dywan przebrała się w replikę, by nie uszkodzić cennej kreacji. Ogromne wrażenie zrobiła również Blake Lively, której kreacja z odpinanym trenem ukazującym drugą stronę sukni w innym kolorze została zainspirowana Statuą Wolności i budynkiem Empire State Building. Z architektury Nowego Jorku zaczerpnęła też Alicia Keys, której peleryna miała wyhaftowaną panoramę miasta z jej najsłynniejszego przeboju.
Wiele gwiazd postawiło na dosłowną interpretację dress code’u, pojawiając się w sukniach pokrytych złotymi cekinami i kryształkami, ozdobionych frędzlami czy koronką. Wystawne kreacje były typowe dla ówczesnej śmietanki towarzyskiej. Inne postawiły na subtelniejsze odniesienia, na przykład do postępującej emancypacji kobiet. Sporo było też inspiracji modą męską.
Zdjęcia: Getty Imaes. Kliknij by powiększyć




















































































