10 maja Miuccia Prada skończyła 70 lat. Od czterech dekad kieruje domem mody, który z małej rodzinnej firmy przekształciła w prawdziwe modowe imperium. Projektantka zaprezentowała najnowszą kolekcję Resort 2020, podobnie jak inne domy mody wybierając odległą destynację – pokaz Diora odbył się w Marakeszu, w przypadku Prady padło na Nowy Jork. Kolekcja włoskiej marki nie miała jednak nic wspólnego z przepychem i blichtrem – Miuccia Prada jak zawsze idzie pod prąd i nie daje się porwać sezonowym trendom.
Dość powściągliwą kolekcję otworzył czarny, dwurzędowy płaszcz. Jego jedyną ozdobą był szalik z dużych czerwono-białych pajetek. Kolejno na wybiegu zaprezentowały się koszulowe sukienki, tuniki z folkowym haftem, spódnice do kolan, spodnie nad kostkę, luźne marynarki i rozkloszowane płaszcze. W jednym stroju mieszają się różne wzory: krata, łączka, paski, desenie niczym ze starych tapet. Mimo to kolekcja tchnie spokojem, umiarem i bezpretensjonalnością.
Nic dziwnego – dominują fasony luźne, przeskalowane, z rzadka tylko z zaznaczoną talią, długości w kolano i do połowy łydki, warstwy i stonowana, pastelowa kolorystyka. Do kraciastej spódnicy midi Miuccia proponuje tunikę w paski, pod kwiecisty garnitur – biały golf, na koszulę – dzianinową kamizelę w stylu preppy. Pod obszernymi płaszczami w stylu lat 60. również znajdziemy warstwowo noszone przedłużane koszule i plisowane spódnice. Do tego wygodne buty – rzecz u Prady rzadko spotykana (do historii przeszły niebezpiecznie wysokie szpilki z kolekcji wiosna/lato 2009), w połączeniu z grubymi skarpetkami.
Odejście w stronę prostoty może być interpretowane jako kontra do wszechobecnego w modzie przesytu i nadmiaru, jakiego doświadczamy od kilku sezonów. Miuccia Prada zawsze szła pod prąd i kierowała się własną estetyką, zamiast podążać za trendami – podobnie stało się i w tym wypadku.