Ania Kuczyńska „Libera” zima 2018

Czerwień mocnego wina, aksamitna czerń i granat nocnego krajobrazu, szmaragdowy i ametystowy kolor Weneckiej Laguny – to kolory najnowszej kolekcji Ani Kuczyńskiej. Oprócz tego jest też lawenda, niczym pastelowe niebo o zachodzie słońca. 

Jak zawsze Włochy obecne są wśród głównych inspiracji projektantki. Jak zawsze są też wśród nich kobiety: Peggy Guggenheim, Simone de Beauvoir, Simone Veil. Wybór nieprzypadkowy, bo niezupełnie o ich styl chodzi, lecz o sposób bycia. Kolekcjonerka sztuki, feministka i polityczka – dziś nikogo nie dziwią, ale w czasach, w których przyszło im żyć, dopiero przecierały szlaki, czym wywołały prawdziwą rewolucję. Kolekcja Ani Kuczyńskiej dotyka kobiecej wolności własnie: libera znaczy po prostu ‚wolna’. Zapewne kojarzycie słynny transparent pewnej starszej pani głoszący „I can’t believe I still have to protest this fucking shit” (nie mogę uwierzyć, że wciąż muszę protestować przeciw temu g*wnu)? Wiele z nas też nie może uwierzyć. Także Kuczyńska, która daje upust swoim emocujom poprzez modę.

Choć gniewna mina modelki wyraża podobne uczucia, to kolekcja jest raczej spokojna. Pełna znanego już u Kuczyńskiej minimalizmu i prostoty. Dominują ukochane przez nią czerń i granat, przełamane barwami ciepłego, nadmorskiego krajobrazu. Jak zawsze uwagę zwracają nowe, ciekawe detale. Tym razem są to gumki zamiast mankietów, szlafrokowe wiązania, wysokie stójki i smokingowe karczki. Jest też obniżona linia ramion i bufiaste rękawy, są spodnie z zakładkami i szeroką nogawką. Długości – do kolan lub tuż za kolano. Sporo w tym inspiracji męską szafą, ale ubrania mimo swej prostoty i nawet surowości, są bardzo kobiece.

Projektantka po raz kolejny udowadnia, że kobiecość nie musi być ostentacyjna, a wygoda może iść w parze z elegancją. Dowodem jest coraz większe grono klientek czy wręcz wyznawczyń marki. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że Kuczyńska jest naszą Phoebe Philo.