
Biebrzański Park Narodowy płonął przez blisko tydzień. Pożar pochłonął niemal 6 tysięcy hektarów lasów, unikalnych w skali europejskiej. To jedna z największych katastrof ekologicznych w naszym kraju od czasu wielkich powodzi w 1997 roku.
Ogień strawił nie tylko bogatą roślinność największego Parku Narodowego w Polsce. Zginęły też tysiące zwierząt – młode łosie, sarny, jelenie, pisklęta rzadkich ptaków. Właśnie teraz przypada ich okres lęgowy.
W akcji ratunkowej uczestniczyły jednostki PSP i OSP z całego kraju, żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej oraz lokalni wolontariusze, śmigłowce i samoloty gaśnicze. Po tygodniu, niemal w ostatniej chwili, udało się opanować płomienie. Na szczęście od ognia nie zajęły się torfowiska – gdyby tak się stało, ogień tliłby się miesiącami.
Tym razem to nie jest ‚tam daleko’, po drugiej stronie globu. Ta katastrofa unaoczniła nam wreszcie, do czego doprowadza ocieplenie klimatu i gospodarka rabunkowa. Teraz to my mamy swoją Australię i musimy ratować nasze misie koala.
Przez lata w naszym kraju ignorowane były odnawialne źródła energii, zastępowane kosztownym w wydobyciu i mało ekologicznym węglem. Poruszany już od kilkunastu lat problem ocieplenia klimatu i nadciągającej katastrofy klimatycznej zdawał się nie interesować rządzących jako zbyt odległy i niedorzeczny. Wycinka drzew i zalewanie wszystkiego betonem też dołożyło swoją cegiełkę do pogłębiania problemu suszy.
Teraz czytamy apele, by w dwulitrową butelkę nalać wody z kąpieli i podlać rosnące pod blokiem drzewko. To fantastyczny pomysł i warto go nagłaśniać, bo być może w ten sposób otworzymy komuś oczy na ilość wody niepotrzebnie spływającej do ścieków. Jednak musimy obudzić się jako społeczeństwo, bo na tak drobne kroki zaczęło być już zwyczajnie za późno.