
Dom mody Chanel słynie z tworzonych z wielkim rozmachem scenografii, zwłaszcza towrzyszących kolekcjom Haute Couture. W tym sezonie Virginie Viard zorganizowała pokaz imitujący garden party. Modelki przechadzające się w pastelowych falbaniastych sukienkach wyglądały, jakby były gośćmi zaproszonymi na wesele, jednak bardziej przypominające rodzinne spotkanie na wsi niż wystawne przyjęcie w Ritzu.
Na wybiegu pojawiły się zarówno garsonki z kremowego tweedu, jak i bardziej ‚chłopięce’ sylwetki składające się z szerokich spodni i kamizelek. Te ostatnie z pewnością byłyby zaaprobowane przez samą Gabrielle Chanel, która w latach dwudziestych uwielbiała łamać kanony kobiecej mody. W przeciwieństwie do spódniczek przed kolano, których nie zaakceptowała do końca swojego życia.
Kolekcja obfitowała w pastelowe kolory: pudrowy róż, kremowy, pistacjowy i miętowy, od czasu do czasu przełamane kwiatowym wzorem na czarnym tle czy też karminową czerwienią. Całość prezentowała się sielsko i odzwierciedlała kolory kwitnących wiosennych kwiatów. Wrażenie to potęgowały suknie i spódnice z kaskadami falban przypominającymi hiszpańskie stroje flamenco, a także wspaniałe koronki, cekiny i perły z najlepszych francuskich pracowni.
W finale pokazu pojawiła się oczywiście panna młoda, a zrobiła to w prawdziwie wielkim stylu, wjeżdżając na białym koniu, ubrana w suknię z perłowej satyny i wpięty we włosy długi welon. Suknia o formie płaszcza, z długimi rękawami, stójką i rzędem drobnych guziczków, z wyhaftowanymi motylami, przywodziła na myśl atmosferę lat 20. jednak w sposób bardzo subtelny i niedosłowny. Cała otoczka przeniosła nas do czasów młodości Gabrielle Chanel, kiedy romansowała z Étiennem Balsanem i w jego posiadłości zdobywała niezbędne do obracania się wśród śmietanki towarzyskiej szlify.
Pomimo tak uroczej aranżacji i zachwyconych ambasadorek marki zasiadających na nielicznej widowni, kolekcja licząca zaledwie 32 sylwetki nie należała do najbardziej udanych, zarówno w dorobku Virginie Viard, jak i w kontekście całego tygodnia mody Haute Couture. Zabrakło odrobiny wyrafinowania, fantazji charakterystycznej dla wysokiego krawiectwa. A może o to właśnie chodziło – o stworzenie radosnej atmosfery, pozbawionej wielkiej pompy i dworskiego splendoru?









