
Podczas październikowego pokazu Pilawskiego w Katowicach odnieśliśmy wrażenie, że młody projektant ma już prawdziwą armię fanów. Finał z flagami i kwiatami oraz trwające kilka minut owacje na stojąco mówiły same za siebie – Bartosz Pilawski jest u siebie gwiazdą. Podkreślił to nie dającym wątpliwości tytułem zimowej kolekcji.
Młody projektant zadebiutował podczas pierwszej edycji KTW Fashion Week w Katowicach i z miejsca zyskał popularność. Kolekcja „It’s Done” pokazana w 2018 roku umocniła jego pozycję jako jednego z najzdolniejszych twórców nowego pokolenia. Ogromna pewność siebie i brawurowa kolekcja z ubiegłego roku pokazały jednak, że poprzeczka została zawieszona zbyt wysoko i niestety pokonanie tego pułapu nie jest wcale łatwym zadaniem.
Po grunge’owej kracie Pilawski skupił się na projektowaniu w stylu streetwear. Puchowe kurtki i kombinezony, lakierowane kamizelki i spódniczki, szlafrokowe płaszcze i satynowe piżamowe komplety pokrył swoim monogramem. Brawurowo zagrał modą uniseks, ubierając modeli i modelki w identyczne cekinowe spodnie i marynarki założone na gołe ciało. Powstały też efektowne sukienki i koszule z transparentnego szyfonu, a wszystko zostało utrzymane w neutralnej czerni i beżu.
W finale armia Pilawskiego paradowała dumnie powiewając sztandarami z tym samym logo, które zostało powielone na niemal wszystkich elementach garderoby zaprezentowanych na wybiegu. Oklaskom nie było końca. Pokaz okazał się jednym z najlepszych z całego wydarzenia.
Jednak sam logotyp to za mało. Owszem – bluzy i koszulki na pewno sprzedają się świetnie. Ostatnimi czasy zauważa się tendencję do zmieniania estetyki pod mało wymagającego klienta – logowane bluzy, dresy czy T-shirty są obecne w ofercie większości zarówno popularnych, jak i niszowych marek. Pół biedy, jeśli służą uzupełnieniu głównych kolekcji. Natomiast źle się dzieje, gdy stanowią one główny asortyment marki.
Jeśli Pilawski pójdzie w tę stronę, prawdopodobnie ciężko będzie odróżnić jego projekty od wielu innych, wyglądających jak zdjęte z tej samej taśmy produkcyjnej. Logo wielkości tira na koszulce to prosta droga do zwiększenia rozpoznawalności marki, co w krótkiej perspektywie oznacza wzrost sprzedaży, ale długofalowo może niestety doprowadzić do spowszednienia i bylejakości.