Wygląda na to, że Pierpaolo Piccioli nie był jedynym, który w tym sezonie inspirował się renesansem. Także wybieg u Giambattisty Valli przemienił się w spektakularne widowisko, pełne sukien i peleryn w objętości XXL. Tym razem jednak mniej było sielskiej atmosfery ogrodu i romantycznych kwiatowych printów.
W kolekcji nadal dominują pióra, hafty i falbanki, jednak w nieco innej odsłonie: bardziej tajemniczej i zmysłowej. Długie powłóczyste sukienki z falbankami ustępują krótszym i bardziej dopasowanym, z asymetrycznymi wycięciami i drapowaniami. Eleganckie spodnie z wysokim stanem noszone są z mikrotopami w formie kokardy. Tweed obrasta w piórka i przemienia się w kostium ze spódniczką mini.
W drugiej części kolekcji pojawiają się garnitury haftowane połyskującą nicią we wzór drobnej kratki, a także majestatyczne suknie do ziemi w kolorach shocking pink, jasnego turkusu i czerni. Białe pióra i czarne tiule oraz woalki przywodzą na myśl nieco upiorną pannę młodą. Rzecz jasna nie mogło zabraknąć kultowych już sukien stworzonych z setek warstw misternie układanego tiulu – tym razem prezentowały nie tylko szalone kolory i objętość, ale i różne długości.
Tym samym widać wyraźnie, że marka skłania się ku młodszemu, coraz liczniejszemu gronu klientek haute couture. Jak mówił po pokazie sam projektant, „idea młodości jest bardzo ważna. Młode klientki nadają haute couture zupełnie nowy charakter”. Nie możemy się z nim nie zgodzić.